Znalazłam kłębek włóczki. Taki bąbelek. Wpadł mi w ręce przy poszukiwaniach pewnej kanwy, zapomniałam o nim na śmierć!
I nie wiem, co z niego zrobić. Składu, nazwy ani producenta nie znam, zakupiłam toto w zeszłym roku w ciuchlandzie, za jakieś śmieszne grosze. Kolor ma ładny, jasnokremowy, z granatowymi i czerwonymi maźnięciami. Faktura też milutka, puchata :) i jest 10 dkg. Ważyłam :)
Zdjęcia fatalne - wybaczcie, ale aura nie pozwala na ładniejsze i jaśniejsze. Macie pomysł?
Córkę mam, taką prawie siedmioletnią, może czapkę? Szalik? Komin? Kolegę dla Tadeusza??
Help!
Luna Moth się dalej dzieje, nerwy mi zżera :) Mam nadzieję, że do ciotczynych urodzin zdążę. Nie znoszę pruć ażurów, zawsze jakieś oczko zgubię i cały wzór trafia. I mnie też. I w ogóle mam masę pomysłów i planów, tylko czasu nie staje. Zakupiłam ostatnio 5 motków Merino Tweed Yarn Art w kolorze czerwonym, z przeznaczeniem na sweter dla Młodej. Wcześniej zakupiłam 4 motki Kartopu Basak, 2 fioletowe i 2 lilaróż, również na sweter dla wyżej wymienionej, pasiasty. I tak leżą i łypią na mnie z szafy z wyrzutem. I jeszcze jeden motek malinowej Panco Rozetti, na poppy, którą też chcę mieć, ale nie mam weny, chusty mnie pochłonęły. A na dodatek, żeby było zabawniej, zrobił się straszny mróz. Najwięcej dziergam będąc w pracy, a przy mrozie u mnie też jest lodowato. Wczoraj nie mogłam drutów w rękach utrzymać i Luna nie posunęła się ani o rządek. Dziś miałam wolne, więc w domu trochę podłubałam, ale też niezbyt wiele. Zaraz się łapię za druty, bo mnie sumienie szarpie :)
Spokojnego wieczoru Wam życzę :)
Pozdrawiam, A.